Msze Gregoriańskie

MSZA GREGORIAŃSKA lub MSZE GREGORIAŃSKIE - (gregorianka) datująca się od VI w., a rozwijająca się w VIII w. i trwająca do dzisiaj praktyka uczynku miłosierdzia wobec osoby zmarłej.
Jest to zwyczaj odprawiania mszy świętej codziennie przez kolejnych trzydzieści dni w intencji jednej osoby zmarłej (takie normy potwierdzone są w Deklaracji Kongregacji Soboru z dn. 24 lutego 1967 r.). Nazwa pochodzi od imienia papieża św. Grzegorza I Wielkiego (ur. ok. 540 r., papież od 590 r., zm. w 604 r.), który polecił - jako pierwszy - odprawić trzydzieści mszy św. za zmarłego mnicha benedyktyńskiego Justusa. Historia podaje, że kiedy Grzegorz był jeszcze opatem klasztoru benedyktynów w Rzymie, zmarł ów zakonnik i znaleziono przy nim trzy złote monety. Na owe czasy było to przewinienie bardzo wielkie. Dla ukarania winnego i odstraszenia innych św. Grzegorz nakazał pochować ciało owego mnicha poza klasztorem. Jednak zatroskany o jego duszę nieśmiertelną nakazał zaraz po jego śmierci odprawiać codziennie jedną mszę świętą w jego intencji. Po trzydziestu dniach odprawiania mszy w tej intencji ukazał się w nocy ów zakonnik rodzonemu bratu Kopiosusowi i powiedział, że jego stan się zmienił: "Dotąd było źle, lecz teraz jest mi dobrze, bo dzisiaj zostałem przyjęty do wspólnoty". Msze święte odprawione w jego intencji przez 30 kolejnych dni wyjednały mu wybawienie z czyśćca. Zaufanie wiernych do tej praktyki, jako szczególnie skutecznej dla uwolnienia zmarłego od kary czyśćca, Kongregacja Odpustów uznała za rozumne i zgodne z wiarą.

Polecamy na ten temat artykuł Leszek Śliwa - Siła Mszy gregoriańskich z Gościa Niedzielnego nr 35/2012 z dn. 2.09.2012 (na stronie http://gosc.pl/doc/1275705.Sila-Mszy-gregorianskich).

Giovanni Battista Crespi - St. Gregory delivers the soul of monk

Giovanni Battista Crespi „Św. Grzegorz Wielki wprowadza do nieba duszę mnicha” olej na płótnie, 1617 kościół San Vittore, Varese

Ta straszliwa kotłowanina ciał na dole obrazu to czyściec. Zmarli cierpią w nim męki, pokutując za swoje grzechy. Dla jednego z nich nadchodzi jednak wybawienie! Z prawej strony widzimy anioły, które przybyły, by wprowadzić go do nieba. Jeden z nich obejmuje grzesznika, a drugi pokazuje kierunek, w którym za chwilę wspólnie podążą. Człowieka obdarzonego łaską przebaczenia win widzimy jeszcze w kilku miejscach w tle. Wędrówka zbawionego unoszonego przez anioły prowadzi ku niezwykłej jasności. Na wijącej się spiralnie wstędze zapisano po łacinie (czytając od dołu do góry): „De morte transire ad vitam” (przechodzić od śmierci do życia). Bardzo ważną dla zrozumienia sensu dzieła scenę artysta umieścił z lewej strony obrazu. Widzimy tam księży sprawujących Eucharystię. Obraz jest bowiem ilustracją fragmentu „Dialogów” papieża Grzegorza I Wielkiego, ukazującego genezę tzw. Mszy gregoriańskich. Święty Grzegorz Wielki, zanim został papieżem, był opatem klasztoru benedyktynów. Pewnego dnia w jego klasztorze, w celi zmarłego mnicha Justusa, znaleziono trzy złote monety. Reguła zakonna zabraniała mnichom posiadania pieniędzy, składali oni bowiem ślub ubóstwa. Grzegorz zastanawiał się, jak pomóc zmarłemu w oczyszczeniu się z tego grzechu. I wydał polecenie, aby przez trzydzieści kolejnych dni odprawiać Mszę św. w jego intencji. Ostatniego dnia ukazał mu się zmarły Justus i oznajmił, że został uwolniony od mąk czyśćcowych. Od tego czasu, czyli od VI wieku, zwyczaj odprawiania 30 Mszy zwanych gregoriańskimi za duszę zmarłego zaczął się upowszechniać.


Polecamy również zapoznać się z tekstem źródłowym:

Św. Grzegorz Wielki - "Dialogi" 4, 53
 
Sądzę też, że nie mogę zamilczeć, co jak pamiętam, stało się w moim klasztorze przed trzema laty. Był tam pewien mnich imieniem Justus, znał się na leczeniu i gdy byłem w klasztorze starannie mnie obsługiwał i w ustawicznych moich chorobach zazwyczaj czuwał przy mnie. Ten jednak zachorował i był umierający. Opiekował się nim w chorobie jego rodzony brat Kopiosus, który również tutaj w mieście zarabia na życie leczeniem. Jednakże wspomniany Justus, widząc, że jego kres się zbliża, powiedział swemu bratu Kopiosusowi, że ma ukryte trzy złote soldy. Przed braćmi nie mógł tego ukryć; pilnie szukając i przerzucając wszystkie jego lekarstwa, znaleźli owe złote pieniądze w jednym z tych lekarstw.

Gdy mi o tym doniesiono, nie mogłem obojętnie znieść tak wielkiego występku brata, który żył wspólnie z nami. Było bowiem w naszym klasztorze stałą regułą, aby bracia tak wspólnie żyli, aby żaden z nich nie miał swojej osobistej własności. Bardzo zmartwiony począłem rozmyślać, co mam uczynić, aby umierającego nakłonić do pokuty, a żyjącym braciom dać naukę. Przywoławszy tedy do siebie Pretiosa, przeora tegoż klasztoru, tak mu powiedziałem: "Idź i staraj się, aby żaden z braci nie zbliżał się do umierającego; niech nie otrzymuje pociechy z żadnych ust, a gdyby umierając pragnął, aby bracia do niego przybyli, ma mu jego rodzony brat powiedzieć, że z powodu tych soldów, które ukrywał, wszyscy bracia się nim brzydzą, aby przynajmniej przy śmierci gorzko żałował za swa winę i oczyścił się z grzechu, jaki popełnił. Gdy umrze, jego ciało nie ma być pochowane z ciałami braci, lecz koło jakiejś gnojówki zróbcie dół, a wrzućcie do niego jego ciało, a na nie wrzućcie trzy złote pieniądze, jakie zostawił i wołajcie wszyscy razem: «Pieniądze twoje niech będą razem z tobą na zatracenie!» (Dz 8,20) i przykryjcie go ziemią". Chciałem w obu tych rzeczach pomóc braciom: umierającemu, aby gorycz jego śmierci uwolniła go od winy, żyjącym zaś braciom - aby tak surowy wyrok odstraszył ich od naśladowania jego winy.
 
Tak też się stało. Gdy bowiem ów mnich był umierający i z niepokojem pragnął polecić się braciom, żaden z nich nie chciał do niego przybyć i z nim rozmawiać, powiedział mu jego rodzony brat, dlaczego wszyscy się nim brzydzą. Ten zaraz za swą winę bardzo żałował i umarł w swym zmartwieniu. Pochowano go tak jak powiedziałem. Wszyscy bracia wstrząśnięci tą karą, poczęli jeden po drugim przynosić drobne, liczne rzeczy, które według reguły mogli mieć u siebie, bardzo się bowiem lękali, aby nic nie mieli, za co mogliby zostać zganieni.
 
Gdy już od jego śmierci minęło dni trzydzieści, począłem w duchu litować się nad zmarłym bratem i myśleć z głębokim smutkiem o jego katuszach i szukać jakiegoś środka, aby mu pomóc. Wezwawszy do siebie Pretiosa, przeora naszego klasztoru, smutny tak mu powiedziałem: "Już długo ów zmarły brat jest męczony w ogniu, musimy mu okazać jakąś miłość i pomóc mu, o ile zdołamy, do uwolnienia go. Idź i postaraj się, aby od dzisiaj przez trzydzieści dni składano za niego Ofiarę, żeby ani jednego dnia nie opuścić, w którym by zbawcza Hostia za niego nie była złożona". Zaraz odszedł i uczynił tak, jak powiedziałem.
 
Gdy byliśmy zajęci innymi sprawami i nie liczyliśmy dni, ów zmarły brat pewnej nocy ukazał się w widzeniu swemu rodzonemu bratu Kopiosusowi. Gdy ten go ujrzał, zaraz zapytał: "Co z tobą, bracie?" Odpowiedział: "Dotąd było źle, lecz teraz jest mi dobrze, bo dzisiaj zostałem przyjęty do wspólnoty". Zaraz Kopiosus zawiadomił o tym braci w klasztorze. Oni zaś bardzo starannie policzyli dni, a właśnie był to dzień, w którym po raz trzydziesty ofiara za zmarłego została złożona. Ponieważ Kopiosus nie wiedział o ofierze braci, a ci nie wiedzieli o widzeniu Kopiosusa w tymże samym czasie poznali: ten, co bracia uczynili, a oni, co on widział; widzenie i Krwawa Ofiara ze sobą się zgadzały. Z tego wyraźnie się okazało, że zmarły brat przez zbawczą Hostię został uwolniony z katuszy.